Długo wyczekiwaliśmy tego weekendu. Pewnie jak większość Polaków, bo przecież przyjęło się, że od tego momentu zaczyna się sezonowe campingowanie, eksplorowanie, wakacjowanie.
AGROTURYSTYKA NAD JEZIOREM PILE
Bedu namawiał, by otworzyć sezon z przytupem, czyli aby połączyć off road wzdłuż Szlaku Umocnień Wału Pomorskiego z namiotowaniem, ale ostatecznie wybór padł na murowane cztery ściany z bieżącą wodą w środku. Wyzwaniem było znalezieniem takiego miejsca w popularnych okolicach Bornego Sulinowa na kilka dni przed początkiem Majówki, jednak szczęście nam dopisało i po kilku telefonach zarezerwowaliśmy pokój w „Agroturystyce u Ziutka” w Pilawie – położonej w malowniczym miejscu, z własnym terenem rekreacyjnym oraz bezpośrednim dojściem do jeziora Pile. My plan kolejnych czterech dni mieliśmy wypełniony po brzegi atrakcjami off roadowymi, jednak z łatwością mogę sobie wyobrazić, że można tam przyjechać i korzystać z łódki, kajaków oraz nart wodnych – bezpośrednio wypożyczanych u pana Ziutka, a pozostały czas dzielić pomiędzy łowienie ryb (w jeziorze występuje sielawa, szczupak, węgorz), przesiadywanie na pomoście oraz wieczorne biesiadowanie przy ognisku nad brzegiem Pile.
Jednak tym razem na pomoście leżakowaliśmy tylko raz – tuż po przyjeździe. Łukasz, zwany „Staśkiem” – głowa zaprzyjaźnionej, rodziny „Staśków”, zadbał, by nasza Majówka wypełniona była po brzegi eksplorowaniem atrakcji Wału Pomorskiego.
Wał Pomorski, czyli linia fortyfikacji niemieckich, powstał w latach 30 XX wieku, w odległości kilkudziesięciu kilometrów od granicy z Polską. Jego głównym zadaniem miała być obrona Pomorza Zachodniego z wykorzystaniem naturalnych przeszkód takich jak, jeziora, lasy, rzeki czy tereny bagienne. Naturalne warunki obrony wraz z potężnymi fortyfikacjami miały sprawić, że teren będzie niezdobyty. Nasz pobyt w tych terenach był, także dzięki Staśkowi, niezwykłą lekcją historii.
Pierwszy dzień przeznaczyliśmy na niespieszne objeżdżanie jeziora Wielimie. Jezioro jest bardzo atrakcyjnym fragmentem tutejszych szlaków kajakowych. My przyglądaliśmy się mu z okien naszych samochodów terenowych, zatrzymując się raz po raz aby rozprostować kości i posłuchać Śtaśkowych opowieści o otaczających nas fortyfikacjach. Fakt, że jego linia brzegowa jeziora Wielimie jest niezwykle urokliwa i na każdym odcinku zaprasza do wypoczynku sprawił, że
z wyborem miejsca na przerwę obiadową mieliśmy nie lada problem – wszystko to w myśl powiedzenia „Osiołkowi w żłoby dano”. W końcu jednak wspólnie zdecydowaliśmy się na miejsce do biwakowania. Idealne na rozpalenie grilla lub ogniska, na rozciągnięcie hamaka pomiędzy drzewami i – co ważne dla rodzin z dziećmi – z kilkumetrową linią brzegową sięgającą zaledwie kostek. Zoja, Hania oraz Wojtek od razu zrobili z tego użytek!
z wyborem miejsca na przerwę obiadową mieliśmy nie lada problem – wszystko to w myśl powiedzenia „Osiołkowi w żłoby dano”. W końcu jednak wspólnie zdecydowaliśmy się na miejsce do biwakowania. Idealne na rozpalenie grilla lub ogniska, na rozciągnięcie hamaka pomiędzy drzewami i – co ważne dla rodzin z dziećmi – z kilkumetrową linią brzegową sięgającą zaledwie kostek. Zoja, Hania oraz Wojtek od razu zrobili z tego użytek!
Kolejną atrakcją tego dnia była wieża obserwacyjno-widokowa w leśnictwie Spore. Wieża ma wysokość 45,5 m i służy do celów przeciwpożarowych, ale jej taras widokowy udostępniany jest także dla turystów. Tuż przy wieży można wspólnie z dziećmi pobawić się w Geocaching – nam się udało znaleźć skarb!
BORNE SULINOWO
Dzień drugi zaczęliśmy od zwiedzania Bornego Sulinowa. Tej miejscowości można by poświęcić osobny wpis, dlatego zainteresowanych szerszą historią odsyłamy do literatury lub internetu, a finalnie do eksplorowania miejscowości na żywo.
My przejazd przez Borne Sulinowo ograniczyliśmy do odwiedzenia Kasyna Oficerskiego. Ten zrujnowany dziś obiekt, został wybudowany przez Niemców w latach 1935-1936 i do 1945 roku pełnił funkcje reprezentacyjne, będąc jednocześnie kasynem dla oficerów Wehrmachtu. Za czasów radzieckich mieścił się tam Dom Kultury dla oficerów i ich rodzin. Obiekt oprócz sal balowych, restauracji posiadał także salę koncertową dla około 1000 osób. Obecnie obiekt jest w rękach prywatnych.
Prosto z Kasyna pojechaliśmy obejrzeć ruiny Willi Guderiana oraz Generała Dubynina, a następnie na Cmentarz z Pepeszą – cmentarz Żołnierzy Północnej Grupy Wojsk Federacji Rosyjskiej i członków ich rodzin.
DIABELSKIE PUSTACIE
Chcąc tereny przylegające do Bornego Sulinowa eksplorować intensywniej zdecydowaliśmy się opuścić miasto i pojechać w stronę kłomińskich wrzosowisk, zwanych też „Diabelskimi Pustaciami”. Szukając wzmianek o tych terenach w internecie trafiliśmy na krótki i niezwykle trafny opis tego miejsca:
„Diabelskie Pustacie” tak nazywa się rezerwat przyrody leżący niespełna dziesięć kilometrów na południe od Bornego Sulinowa. Chroniona jest tu przyroda, ale jej wyjątkowa uroda spowodowana jest działalnością człowieka. Człowieka, który przez 60 lat niszczył i tratował ją gąsienicami czołgów.
Na zorganizowanie ogromnego poligonu Niemcy wybrali lasy i nieużytki na nędznych glebach Pojezierza Drawskiego. Teren pagórkowaty, porośnięty sosną i brzozą, w zagłębieniach podmokły, na wydmach piaszczysty. I wjechali tu czołgami przygotowując się do wojny z Polską i z całym światem. Po Niemcach przyszli Rosjanie. Oni też jeździli czołgami, tratowali drzewa, kotłowali piaszczyste podłoże. Niewiele chciało tu rosnąć, jedynie wrzosy. Bo ta roślina ma takie masochistyczne skłonności: lubi by ją deptano, gnieciono, łamano. Wtedy rośnie najbujniej i kwitnie najpiękniej.
Gdy w 1992 roku Rosjanie ustąpili z poligonu okazało się, że mamy piękne wrzosowiska, najrozleglejsze w Europie. Ale polskie wojsko nie wprowadziło na nie czołgów. Pustkowia przejęły lasy państwowe i… rozpoczęły zalesianie. Zalesiała też sama natura, bo natura nie lubi pustaci. Samosiejki na początku nieśmiało, potem coraz szybciej zaczęły pokrywać wrzosowiska.
Źródło: http://www.krajoznawcy.info.pl/wrzos-na-diabelskich-pustaciach-6585
Najpiękniej wrzosowiska wyglądają jesienią, jednak oglądane w maju, mimo, że wymagają uruchomienia odrobiny wyobraźni, nadal urzekają.
Zdecydowaliśmy się zrobić przerwę na najbliższym wzniesieniu „Diabelskich Pustaci” (175 m n.p.m.), na którego wierzchołku do naszej dyspozycji była specjalnie przygotowana wiatka.
Posileni ruszyliśmy w stronę wsi Kłomino, zwanej też Wsią Widmo. W przeciwieństwie do Bornego Sulinowa Kłomino nie zostało zasiedlone po ewakuacji wojsk radzieckich. Swego czasu pojawiła się oferta sprzedaży Kłomina za 2 mln złotych, chętny się jednak nie znalazł. Od 2008 roku miasto jest sukcesywnie wyburzane. Stamtąd w kilkanaście minut dotarliśmy do Strzelnicy Czołgowej.
Z ciekawością przyglądaliśmy się dawnym radzieckim silosom atomowym w lasach pod Brzeźnicą-Kolonią. Był to dobrze zamaskowany magazyn, w którym Rosjanie trzymali głowice jądrowe do swoich rakiet. Mimo, że silos miał około 30 metrów długości, przejazd przez niego był prawdziwą przygodą!