Trzeci dzień festiwalu. Dla nas niestety ostatni, ponieważ jutro rozjeżdżamy się z Anulą po świecie 😉 Ja jadę do Łodzi, Anula do Wolfsburga. No ale cały piękny dzień przed nami i wiemy jak wycisnąć z niego najwięcej jak się da. Na dzisiaj planujemy klasycznie trasę roadbook’ową – została nam ostatnia „cherry tree” o długości 85 km, udział w Adventure Trophy na terenie autodromu, jazdy testowe off-road no i błogie lenistwo połączone z brakiem spinki. Dobrze, że dzień jest długi, bo inaczej to ciężko byłoby zrealizować powyższe założenia. No to zaczynamy!
Dzień już klasycznie zaczynami powoli i leniwie delektując się ciepłem poranka.
Po śniadaniu ruszamy na tor, żeby skorzystać z jazd testowych off road. Dosiadam Toyotę Land Cruiser J150 oraz Hiluxa. 150-ką jestem zachwycony! Śmiało można zakładać białą koszulę, wsiadać do fury i katować ją na torze nie wychodząc nawet na moment z auta. Zastosowany system Crawl w połączeniu z widokiem z kamer 360 stopni daje niesamowite możliwości. Kiedy ja jeździłem dziewczyny wybrały się do strefy zabaw. Mimo, że Zojka jest jeszcze malutka to i tak miała radochę.
Po udanych jazdach testowych i zabawie na dmuchańcu czekamy na rozpoczęcie zabawy Adventure Trophy na autodromie. Nieustannie w promieniach Słońca i na pełnym relaksie…
W recepcji odbieramy kartę na pieczątki, wjeżdżamy na tor i … od razu pomagamy wygrzebać się z błota załodze, która za wszelką cenę postanowiła zdobyć pieczątkę zamieszczoną w trudnym terenie. My z Zojką na pokładzie nie chcemy zbytnio upalać auta. Naszym celem jest pokręcić się po torze, poćwiczyć technikę a nie zbierać pieczątki, których jest ponad 60, a czas na ich zebranie to 1,5 h.
Dzięki wcześniejszym jazdom testowym poznałem tor i mniej więcej wiem już czego i gdzie się spodziewać. Ponieważ Anula pierwszy raz jest na autodromie, to pokazuję jej te najfajniejsze miejsca.
Niestety po kilku minutach jazdy auto gaśnie i nie ma zamiaru odpalić. Dziwna to sprawa bo nic się nie zadziało wcześniej, co mogłoby spowodować awarię. Ale przecież nie ma lepszego miejsca na świecie na awarię niż zlot miłośników Toyot. Zostajemy zholowani przez Marcina Samborskiego z 4x4blog.pl i czekamy na wsparcie techniczne. Po kilkunastu minutach przychodzi festiwalowy specjalista samochodowy Mopar, przechodzi obok naszej Toyoty, patrzy na nią, gładzi ją i samochód odpala 😉 Niestety czas na torze już się kończy, więc wracamy na moment do namiotu, żeby za chwilę Anula ruszyła na jazdy testowe 150-ką.
Wszystko co dobre szybko się kończy, więc i na nasz przyszedł czas. W planie jest jeszcze trasa roadbook, ale dochodzimy do wniosku, że szkoda nam czasu. Musielibyśmy oddalić się znacznie od kierunku, w którym mamy wracać. Zapada decyzja, że trasę tę przejedziemy innym razem. W końcu do Włościejewek mamy niecałe 70 km spod domu. Za rok jesteśmy znowu.