sobie nadal jesteśmy sterem, żeglarzem i okrętem. Tyle, że dochodzi kolejny sternik. Generalnie to, jak przeżywać będziemy podróże małe i duże zależy przede wszystkim od naszego nastawienia.
sześć – siedem godzin jazdy. Oczywiście, jeśli Zojka nie ogłosi po drodze strajku. Postanowiliśmy wyjechać zaraz po pracy Bedu w środę, by długi weekend wydłużyć jeszcze bardziej. Jazda bezpośrednio do Krakowa wydała nam się zbyt karkołomna, więc odświeżyliśmy starą znajomość i około 23 zajechaliśmy do dawno niewidzianych znajomych. Rano, po wspólnym śniadaniu, ruszyliśmy w dalszą drogę, mając do pokonania niecałe 100 km. Idealny odcinek na zojkową pierwszą drzemkę.
„Kraków spontanicznie” to bardziej chęć pokazania, że z niemowlakiem można wychodzić do ludzi. Powiedziałabym nawet, że takie zwiedzanie (włóczenie się, jeśli ktoś woli) z maleństwem otwiera oczy na pozornie znane miejsca. Możesz latami chodzić do tej samej knajpy, ale gdy pojawisz się przed nią z wózkiem zastanawiasz się: „Czy te schody zawsze tu były”, albo oburzasz się w myślach na bezmyślnie wąskie przejścia i ciasno poustawiane stoliki. Tylko w jednym z odwiedzonych przez nas miejsc w toalecie był kącik do przewijania – standard wyśrubowany? Chyba tak, bo była to naprawdę dobra restauracja. W barach, kawiarniach i knajpach nie znalazłam takowych niestety. W dwóch miejscach były krzesełka do karmienia dla dzieci – i od razu dało się zaobserwować popyt na nie, bo wszystkie były zajęte. W pozostałych miejscach trudno byłoby wjechać wózkiem – dlatego nieoceniona okazała się chusta do noszenia naszego Gugulca. Kraków spontanicznie pokazał nam, że włóczenie się z Zojką po mieście jest przesuper, że brak różnych udogodnień Zojce nie przeszkadza, a raczej dla nas może okazać się utrudnieniem, ale na szczęście nie przeszkodą, by się z nią w mieście pojawiać. Popieramy miejsca „kids friendly”, ale nie chcemy ograniczać się wyłącznie do tych oznaczonych, bo zainteresowane spojrzenia ludzi przy stolikach obok, ich serdeczne uśmiechy zachęcają do tego, by wychodzić i szerzyć turystykę niemowlęcą, a ona wcale nie musi być „specjalna”.