Must see on Borneo: Poring Hot Spring!

31 sierpnia 2018
„Dżungla, dżungla, taka wielka dżungla. Węża się nie boję, ani lwa …”- śpiewała radośnie pod nosem Zojka wdrapując się przez dwie godziny po ścieżce dusznego lasu deszczowego. Ale to nie jedyny powód dla którego pobyt w Hot Spring Poring był dla nas absolutnie wyjątkowy. Przede wszystkim to tu poczuliśmy po raz pierwszy w trakcie pobytu na wyspie, że dla tych wrażeń, miejsc, widoków i przeżyć przyjechaliśmy na Borneo.
Nie wiem jak potoczyłyby się nasze losy, gdybyśmy nie dotarli tu prosto z Kota Kinabalu… Pusty most konopny, trekking w dżungli, ogromny wodospad – to wszystko pokazało nam, że po Borneo można podróżować na własną rekę: bez przewodników i wycieczek.
 

PORING HOT SPRING

Tu trzeba dotrzeć: Poring Hot Spring! I niech nazwa Was nie zmyli: nie o gorące źródła tu chodzi. Poring Hot Spring to malutka mieścinka, zdominowana przez górę Kinabalu i Ranau, które jest bramą dla tejże góry. Mało kto jedzie więc stąd dalej szukając dodatkowych atrakcji. Na dodatek nie da się obok Poring przejechać przypadkiem, bo prowdzi tu tylko jedna droga: do miasteczka i z powrotem. Zadanie utrudnia fakt, że nie ma zorganizowanego transportu z rozkładem jazdy, według którego możnaby zaplanować sobie dzień.
 
Jest za to w Kota Kinabalu wycieczek na pęczki: dojazd, pobyt wyliczony w godzinach, powrót. Ale naprawdę warto wysilić się trochę by dotrzeć tu na własną rękę, poświęcić na Poring cały dzień, zostać na noc i poznać bornejski klimat bez turystów. Nie znajdziecie wiele w przewodnikach i internecie o tym miejscu, więc zapraszamy Was do odkrywania prawdziwego Borneo razem z nami.

 

 
 
 

MOSTY KONOPNE

O mostach konopnych marzyliśmy planując trasę po Borneo. I do Poring trafiliśmy właśnie dzięki nim! Przeszukaliśmy pół internetu szukając najdłuższych, najbardziej spektakularnych, ale jednocześnie niezbyt turystycznych miejsc, w których można się po nich przejść, a właściwie pobujać pomiędzy drzewami. 
 
Mosty konopne w Poring na pewno nie są dla tych, którzy mają lęk wysokości. Właściwie z naszymi dziećmi nie rozmawialiśmy dużo na ten temat, żeby nie demonizować tematu, ale do końca nie wiedzieliśmy jak się zachowają- zwłaszcza Zoja. Maluszki, takie jak niespełnie dwuletnia Iga, raczej powinny być niesione w nosidle, bo bujanie potrafi człowiekiem zachwiać i to porządnie! Finalnie wszyscy mieliśmy frajdę z przechadzki, ale też wszyscy odrobinę drżeliśmy patrząc w dół.
 
Wszytko dlatego, że tutejsze mosty mają długość 175 metrów i są zawieszone na wysokości 43 metrów nad poziomem morza, co powoduje, że chodzi się po nich niczym pomiędzy budynkami na ich ósmym piętrze! 
 
Największym atutem tych mostów był dla nas fakt, że nikogo oprócz nas na nich nie było!!! To nisamowite, bo mogliśmy bujać się, fotografować, nasłuchiwać odgłosów dżungli – a to wszystko bez pośpiechu i na niezwykłym wręcz, jak na atrakcję turystyczną, relaksie. Na pewno nie bez znaczenia był fakt, że byliśmy tam po 9 rano, czyli dużo wcześniej niż wycieczki z Kota Kinabalu. To zasadniczy argument przemawiający za tym, żeby zostać w Poring na noc.
 

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

Wejście znajduje się około 800 metrów od głównego wejścia, a spcer jest możliwy od godziny  9 do 16. Warto pamiętać, że bilety na mosty należy kupić około 20 metrów poniżej, na trasie, w budce przy parku motyli. Obowiązuje tutaj bilet 2w1 (most konopny + park motyli).

 

 

 

 

 

 

 

TREKKING W DŻUNGLI

Nasz pierwszy trekking na Borneo!!! Nie wiem jakich słów użyć, żeby opisać to, co działo się z naszymi organizmami. Bo pisząc: „Pot lał się gęsto” nie oddaję tego, co czuliśmy, gdy naprawdę tak się działo. Pamiętam na przykład, że tata Bedu wskazywał na coś ręką i z jego przedramienia kapały krople potu (mimo, że miał koszulę z długim rękawem…). Zdecydowanie dzieci były najdzielniejsze w naszej eksapadzie: Iga podyspiała w nosidle, a Zoja, tylko poza nielicznymi chwilami słabości, śpiewała. 
 
Ciekawym spostrzeżeniem jest fakt, że dżungla nie pachniała. Jesteśmy przyzwyczajeni do naszych, polskich lasów, które bez względu na porę roku mają swój zapach. Tymczasem dżungla była trzeszcząca, śpiewająca, piszcząca, duszna, ale… nie pachniała.
 
Trasa była ambitna, jak na panujące warunki, bo przeszliśmy w sumie ponad 7 kilmetrów szlakiem Langanan Trail przez 4 godziny z przerwą nad wodospadem o którym za moment.

CO ZABRAĆ NA TREKKING W DŻUNGLI:

– koniecznie trekkingowe buty
– długie spodnie
– repelenty z wysokim stężeniem DEET
– wodę!!!
– przekąski
– ręczniczek do ścierania potu ze wszystkich odkrytych partii ciała 🙂

 

 

 

 

 

 

 


WODOSPAD W DŻUNGLI

Wodospad nazywa się Langanan – ale jego nazwę powinni zmienić na „Nagroda”.
Szlak prowadzący do niego zaczyna się przy budce przy mostach konopnych. Wychodząc z nich, sręciliśmy w lewo i znaleźliśmy się na drodze. 
 
Najpierw doszliśmy do małego wodospadu, Kipungit. Było tu kilkoro turystów, ale sam wodospad nie zrobił na nas większego wrażenia. Z całą pewnością zachętą, by tu dotrzeć jest fakt, że znajduje się około 1200 metrów od wejścia. Trasa do niego jest łatwa, bo wodospad nie znajduje się jeszcze w dżungli. 
 
Natomiast po minięciu małego wodospadu i idąc w stronę Langanan spotkaliśmy tylko dwie grupki turystów: jedna schodziła, a druga szła za nami.
 
Idąc marzyliśmy (i motywowaliśmy Zoję), że po dotarciu na miejsce wykąpiemy się w wodospadzie. Jednak jego nurt i ogrom skutecznie nas wystraszył. Wodospad Langanan jest najwyższym wodospadem w całym stanie Sabah. Majestatyczny, dziki, ukryty w dżungli robi niezwykłe wrażenie.

 

 

 

 

 

 

 

 

Co jeszcze można robić w Poring Hot Spring?

 

GORĄCE ŹRÓDŁA

 
Można wykąpać się w gorących źródłach –  w końcu to z nich słynie miasteczko i to z ich powodu przyjeżdżają tu tłumy. Dla Malajów musi nie być problemem kąpać się w wodzie o temperaturze 27 stopni Celsjusza pdczas, gdy na zzewnątrz jest ponad 30 stopni… My nie daliśmy się namówić, więc nie wiemy jak tam jest. Liczni odwiedzający mogą być dowodem, że jest tam super. Ale oni, według naszych obserwacji, nie wchodzą na mosty konopne ani nie idą do wodospadu przez dżunglę. To tylko jest dowodem na to, że okolica ma do zaoferowania dużo ludziom o różnych upodobaniach.


ZIMNE BASENY

Na szczęście tuż obok gorących źródeł są jest też kilka basenów z zimną wodą. Te były naszym ziszczonym marzeniem po zakończeniu trekkingu. Z lubością zanurzyliśmy się w nich i najchętniej nie wychodzilibyśmy na powietrze. Jednym z powodów był fakt, że dookoła wszystkie Muzłumanki ubrane były w swoje tradycyjne stroje, a ja (Anula) paradowałam w stroju kąpielowym. Wychodząc z przebieralni miałam uczucie, jakbym szła nago… Dlatego zdecydowanie polecamy zabranie bluzek i spodenek do kąpieli- bez względu na płeć – jak pokazują nasze doświadczenia.

 

 


PARK MOTYLI

Znajduje się niedaleko mostów linowych. Ponieważ bilet jest jeden na te dwie atrakcje, nie trzeba było nas długo namawiać. Park składa się z dwóch części: wystawy ususzonych motyli wewnątrz i parku po którym latają motyle. Nieliczne, lecz piękne: duże i kolorowe.
Zwiedzaliśmy po trekkingu, więc nie pamiętamy nic więcej:-)


RAFFLESIA RESEARCH CENTRE

Ponoć kwitnie tu też największy kwiat świata- raflezja. Niestety po trekkingu w dżungli nie starczyło nam sił i czasu, by zobaczyć jak jest faktycznie.


GDZIE SPAĆ?

 
Poring Hot Spring nie ma bogatej oferty noclegowej. Dużo większy wybór jest w pobliskim Ranau i jego okolicach. Jednak naprawdę warto zostać tutaj przynajmniej na jedną noc.  Kinabalu Poring Vacation Lodge jest fajnym miejscem by poczuć bliskość natury.
 
Z centrum Poring prowadzi tu malownicza trasa wiodąca przez gorący strumyk (jak na sąsiedztwo gorących źródeł przystało), a dalej przez pole bananowców. Gospodarze oferują transport za darmo z miasteczka, ale jeśli tylko macie trochę sił i czasu warto wybrać się na ten 15 minutowy spacer. 
 
Samo miejsce jest zbieraniną atrakcji. Jest prowizoryczne boisko do siatkówki, chuśtawki, stawy z rybami oraz króliki, kaczki i kury. Nasze dzieci były zachwycone tym towarzystwem!

Pokoje są skromne, ale czyste, większość ma klimatyzację oraz łazienkę. Za symboliczną dosłownie opłatą można zjeść przepyszne śniadanie złożone z lokalnych przysmaków.
Właściciele dobrze mówią po angielsku, więc nie ma najmniejszych problemów żeby się dogadać.  





 






JAK DOJECHAĆ DO PORING HOT SPRING?

Z Padang Merdeka w Kota Kinabalu reguralnie odjeżdżają busy do Ranau.  Miejsce w minivanie kosztuje 30 RM- z małymi dziećmi i dwoma dużymi plecakami ilość biletów uhandlowaliśmy do trzech, czyli Iga i bagaże jechały za darmo. Nie jest to tak oczywiste w krajach azjatyckich, w których każdy skrawek miejsca szybko znajduje swojego właściciela.
 
Ranau to dość popularna destyncja wśród turystów, ponieważ stamtąd zaczyna się przygoda z górą Kinabalu. Jadąc trasą z Kota Kinabalu można podziwiać piękne widoki, a przy dobrej pogodzie nawet imponujący szczyt Kinabalu.
Poring Hot Spring jest oddalone od Ranau o około 15 km. I o ile dojechać do Ranau nie stanowi żadnego problemu, tak już z Ranau do Poring może być wyzwaniem.
 
W Ranau byliśmy około godziny 14 i okazało się, że o tak późnej godzinie nie jedzie do Poring już żaden busik. Lokalsi oferowali nam transport za 50 RM, ale postanowiliśmy spórbować wersji budżetowej. Przez Ranau wiedzie krajowa droga z Kota Kinabalu do Sandakan. Ustawiliśmy się więc na poboczu: z dziećmi, plecakami i dziecięcym wózkiem i…. po 15 minutach zatrzymał się dalekobieżny autobus, który podrzucił nas do kluczowego skrzyżowania: stamtąd prowdziła jedna, jedyna droga do Poring. Ledwo wypakowaliśmy się z autobusu, a Bedu już złapał kolejną okazję! W ten sposób do wioski dotarliśmy sprawnie i za darmo, przekonując się na własnej skórze, że autostop jest na Borneo możliwy!

 

 
 
  • Śledź nas na Facebooku

  • Instagram

  • 2 komentarze

    • Podziwiam, podziwiam bardzo.Dżungla z dwójką małych dzieci i jednocześnie gratuluję!
      Też podróżujemy tylko sami, nigdy z biurami podróży i zwiedzamy to co chcemy.Ma to swoje ogromne zalety.Kochamy Azję południowo-wschodnią, tęsknimy i wracamy.
      Dżungla jest wspaniała.Wodospady,niesamowite mosty konopne, gorące źródła.Mieliście wspaniałą wyprawę, a dzieci wyglądają na szczęśliwe.
      Fajna relacja z trekkingu.
      Pozdrawiam-)

    • Miałam zacząć od tego, że węża to ja np. się boję i dlatego nie podróżuję w tropiki. Później zaczęłam oglądać zdjęcia i pomyślałam sobie, że dajcie dzieciakom najlepsze lecje geografii i biologii. Mam nadzieję, że Młodzi Odkrywcy to docenią 😀

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.