Dzisiaj ostatni dzień pobytu naszych gości. Jedni wracają do Bratysławy, drudzy do Krakowa. Jest to również dzień moich urodzin, więc zasiadamy wszyscy przy jednym stole, żeby zjeść na śniadanie to, co zostało po wczorajszej imprezie. Miło się siedzi, jest tort ze świeczką, balony i duży relaks, a to najważniejsze.
Po śniadaniu Pancaki wyjeżdżają jako pierwsi, bo przed nimi najdłuższa droga. Całą resztą decydujemy się na wspólny spacer. Mocno wieje i pogoda raczej nie zachęca do dalszych wycieczek, więc obieramy sobie za cel schronisko Na Magurce. Ponieważ mały Władziu Zgóras ma krótkie nóżki, dla niego ten spacer nosi znamiona prawdziwej zimowej ekspedycji. W związku z tym już na początku wędrówki rozdzielamy się na dwie grupy atakujące. Po dojściu do schroniska, dowiedzieliśmy się, że Zgórasy się wycofali. W sumie nie ma się co dziwić, było bardzo ślisko na szlaku, no i do tego mały eksplorator mógł po prostu nie dawać rady. Na górze wypiliśmy po piwku i zaczęliśmy szybko schodzić w dół, żeby zdążyć jeszcze przed zmrokiem.
Kiedy już wszyscy pojechali, odkryliśmy, że w domku jest cisza. Taka, jaką tu zastaliśmy po przyjeździe. Postanowiliśmy się nią raczyć jeszcze kolejnego dnia, więc nigdzie się nie ruszyliśmy, tylko korzystaliśmy ze spokoju i niewątpliwej dla nas atrakcji jaką jest telewizor. Po dziesięciu dniach pobytu, trzynastego stycznia rozpoczęliśmy odwrót do domu.