Niestety choroby nas nie opuszczają, choć pisząc ten wpis wydaje się, że zdrowi już jesteśmy, to lepiej „dmucać na zimne” i Zojka do żłobka wróci dopiero po Świętach. Przez moją niedyspozycję albo Zoi nie udawało nam się w ostatnim czasie wychodzić z domu, nie mówiąc już o dłuższych wyceczkach. Ale skoro już poczuliśmy moc i mieliśmy do zaliczenia zaległą wyceczkę, wykorzystując okno pogodowe poszliśmy na ruiny zamku Cisy.
Gdzie: Książański Park Krajobrazowy
Długość trasy: 13 km
Czas przejścia: 3:15 h
Niewątpliwym plusem położenia Podzamcza (dzielnicy Wałbrzycha) jest bliskość lasu oraz Książańskiego Parku Krajobrazowego. Od wyjścia z domu do granicy lasu idzie się 10 min.
Pogoda nam dopisuje, jest nawet cieplej niż zakładaliśmy. Nie wiemy jeszcze, że ta wycieczka będzie najcięższą jaką do tej pory odbyliśmy z wózkiem. Do granicy lasu nic nie wskazuje, że nie będzie łatwo. Pola są wysuszone Słońcem natomiast w lesie jest jedno wielkie bagno. Ale nic to, napieramy!
Pierwsza poważna przeszkoda na jaką się natykamy, to niewielka rzeczka Czyżynka płynąca u podnóża zamku. Niby jest płytka, niby nurt nie jest rwący ale nie ma szans, żeby przejść przez nią suchą stopą. Musimy znaleźć inne miejsce na przeprawę. Dojście do samej rzeki również pozostawia wiele do życzenia i myślę, że świetnie odwzorowuje sytuację panującą w lesie.
Kilkanaście metrów dalej wypatrujemy możliwe przejście po zwalonych konarach drzew. Udaje się.
Po pokonaniu przeszkody wodnej czeka nas krótkie lecz strome podejście do zamku.
„Pierwsza wzmianka o Cisach pochodzi z 1242 r. Prawdopodobnie jeszcze wcześniej istniał tu drewniany gród o charakterze obronnym. Wnuk Bolka I Surowego, budowniczego zamku, rozbudował i umocnił warownię. Otoczony fosą zamek nad urwistym zboczem (350 m) doliny Czyżynki stanowił dobry punkt obronny. Stał również na straży szlaków handlowych. W połowie XIV w. zamek stanowił siedlisko rycerzy-rabusiów, później został zajęty przez Bolka II. W 1355 r. Cisy przeszły w ręce kasztelana strzegomskiego, Nickela Boltze, który z kolei sprzedał warownię Aleksandrowi von Grunau. W 1429 zamek został odkupiony przez Ulricha von Seydlitz. W 1466 r., podczas wojeny husyckich, częściowo zniszczony, został następnie odbudowany i powiększony o przedzamcze zachodnie. W trakcie kolejnych modernizacji powstało przedzamcze wschodnie, a XVI w. wzniesiono półkolistą basteję w celu obrony mostu. W początku XVII w. należał do Mikołaja von Czeschhaus. Podczas wojny trzydziestoletniej, w 1634 r., spalony przez Szwedów. Opuszczony zamek zaczął popadać w ruinę. Od 1655 r. jego właścicielką była Susanne von Sauermann z domu Czettritz. W 1719 r. odkupił go Christoph Friedrich, hrabia Stolberg-Wenigerod. Następnie obiekt przeszedł w ręce hrabiego von Zieten ze Strugi, który w 1833 r. oczyścił teren zamku z drzew i krzaków. Następni właściciele niezbyt przejmowali się ruinami, z których okoliczni chłopi czerpali materiał budowlany. XIX stulecie przyniosło powrót zainteresowania pozostałościami zamku, które teraz stały się miejscem licznych wycieczek. W połowie wieku ruiny przeszły w ręce wrocławskiego kupca. Następni właściciele to m.in. gwarectwo górnicze ze Szczawna-Zdroju, berliński radca handlowy, hurtownik z Wrocławia. W 1927 r. wałbrzyszanin Walter Brehmer podjął prace konserwatorskie, podczas których zabezpieczono teren. Zrekonstruowano wówczas bramę i wieżę. Po II wojnie światowej obiektem opiekowali się harcerze, a w 1961 Cisy ponownie zabezpieczono jako trwałą ruinę.”
Źródło: wikipedia.org
Żeby było ciekawiej wybieramy inną drogę powrotną, jak się później okaże jeszcze trudniejszą technicznie od tej, którą przyszliśmy.
Na początku, żeby ominąć wielkie błoto rozjeżdżone przez służbę leśną ciągnikami decyduję się przenieść wózek po zwałach drewna. Słuszna to była decyzja i przygotowanie do dalszego noszenia wózka. Waga wózka z Zoją w środku to jakieś 26 kg.
Bardzo przyjemnie idzie się przez las, wspomnienia wracają, przecież byłem tu wielokrotnie w dzieciństwie i niejako odkrywam to miejsce na nowo. Przednie kółka w wózku są tak pozalepiane błotem, że w ogóle się nie kręcą. Ciężko pcha się taki wózek bo stawanie co dwa kroki i oczyszcznie kół nie wchodzi w grę – syzyfowa praca. Pamiętam że idąc tą drogą za chwilę powinno pojawić się wielkie pole łopianu. Te wielkie liście zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie. Do tego rosły w samym środku lasu. Niestety, wspomnienie jest już tylko w mojej głowie. Z pola łopianu zostało przeorane pole bez jakiejkolwiek drogi/ścieżki.
Przejście prze to pole wykończyło mnie, a nie był to koniec drogi. Przed nami dalej walka z błotem i pozalepianymi kołami.
Ostatnie podejście pod górę i dojście do szerokiej leśnej drogi, którą dochodzimy do prywatnego stawu rybnego na granicy Wałbrzycha i Strugi.
Przez całą wycieczkę Zojka spała. Nie ruszało jej w ogóle rzucanie wózkiem na lewo i prawo. Obudziła się dopiero jak weszliśmy na prostą i równą drogę.
No a do domu to już szła o własnych siłach.
Na wirtualną wycieczkę po zamku, można się wybrać klikając w ten
link.