WIATRAKI
NOCLEG W WIATRAKU
My mieszkaliśmy w wiatraku, który w środku został zaadaptowany na cele mieszkalne. Ale w Holandii czynnych jest jeszcze ponad tysiąc wiatraków. Służą one do mielenia różnego rodzaju zbóż, mogą także, jak to często dawniej miało miejsce w Holandii, służyć do osuszania terenu.”Nasz wiatrak” jest datowany na rok 1904, jednak komfort mieszkania w nim niewiele różnił się od tego, do którego przywykliśmy na co dzień. Wielka kuchnia z ogromnym stołem, przytulne sypialnie i malownicze okna, które im wyżej po schodach się wspinaliśmy, stawały się małymi okienkami, robiły na nas ogromne wrażenie. Dzieci z kolei bawiły się od rana przed wiatrakiem, a ich ulubionym zajęciem było turlanie się z góry na dół po trawie. Raz udało nam się zjeść obiad na zewątrz, w cieniu wiatrakowych skrzydeł. Było tak tylko raz, bo owszem, moglibyśmy być tylko i wyłącznie w wiatraku, który zapewniał nam moc radości, jednak niespokojny duch codziennie kierował nas w inne, niezwykłe miejsce w Holandii.
AMSTERDAM
Obowiązkowym dla nas przystankiem w trakcie tej majówki był oczywiście Amsterdam, nazywany Wenecją Północy. Typowa pocztówka z Amsterdamu to rower, a w tle kanały. Można powiedzieć właściwie, że Amsterdam to miasto na wodzie – ma największy system kanałów na świecie. Wzdłuż nich ciągną się piękne, charakterystyczne dla amsterdamskiej zabudowy, kamienice. Od achów i ochów można dostać zawrotu głowy, a marzeniem staje się posiadanie w oku migawki aparatu fotograficznego. Wszystko jest tak piękne, tak unikatowe i stylowo skomponowane zarazem, że poczucie niedosytu powstało w nas już od pierwszych chwil.Do Amsterdamu przyjechaliśmy samochodami, które zostawiliśmy na parkingu, by miasto podziwiać z pozycji roweru. Złota zasada rowerowego turysty w Amsterdamie powinna brzemieć: zwiedzamy na rowerze, często zbaczając z zaplanowanej trasy. My mieliśmy w telefonie wgraną aplikację Bike Citizens, która prowadziła naszą bandę po krętych uliczkach wzdłuż najbardziej znanych punktów miasta. Nasza rowerowa eskapada liczyła sześć dorosłych, czwórkę dzieci w fotelikach rowerowych i dwójkę w rowerowej przyczepce. Poruszaliśmy się po Amsterdamie bez większych problemów, a jedyną trudnością wydawać by się mogły… inne rowery. A jest ich w mieście naprawdę zatrzęsienie!
GDZIE ZJEŚĆ W AMSTERDAMIE?
Kiedy przyszła pora obiadu zdecydowaliśmy się pojechać do rekomendowanej przez Trip Advisor kanjpki z… pieczonymi ziemniakami. W Jacketz zamawia się wielkiego ziemniaka, a potem wybiera dodatki i sos. Dostępne są opcje mięsne, wegetariańskie lub wegańskie, a wszystkie składniki są pyszne i pasują do siebie. Przy okazji warto wspomnieć, że typowa kuchnia holenderska jest w pewnej części zaskakująco podobna do polskiej: jest w niej dużo ziemniaków, smażonych warzyw i kiełbasek. Oczywiście nie brakuje też ryb i owoców morza, ale tymi raczyliśmy się będąc na holenderskim wybrzeżu.
ROWERY
SERY
TULIPANY
Ciekawą pamiątką przywożoną z Holandii są cebulki tulipanów. Targi kwiatowe, na których można je nabyć, znajdują się w większości dużych miast.
WYBRZEŻE
Będąc w okolicach Keukenhof zdecydowaliśmy się na spontaniczny wypad nad Morze Północne i 30 minut po podjęciu decyzji już parkowaliśmy auto w Noordwijk aan Zee, tuż przy wejściu na szeroką plażę.
Dzieci rzuciły się do zabawy w piasku, mamy rozłożyły się na kocu, a ojcowie poszli upolować obiad. Udało im się to tuż przy wejściu na plażę, w budce, której kucharz zaserwował nam jeden z najsmaczniejszych obiadów „to go”, którym raczyliśmy się słuchając szumu fal.
Zdecydowanie więc polecamy wizytę na wybrzeżu, które ugościło nas mięciutkim piaskiem, charakterystyczną nadmorską architekturą, smaczną rybą i zimnym morzem, jak na morze Północne przystało.
W sumie spędziliśmy w Holandii pięć dni. Przywieźliśmy niezapomniane wrażenia, nowe doświadczenia i … apetyt na więcej!!!
1 Comment