Po wczorajszych wyczynach dziś przyszedł czas na relaks. Od samego rana więc każdy z naszej trójki pielęgnował w sobie spokój: Zojka bawiła się na dywanie, tata Bedu pijąc kawę przeglądał mapy, a ja selekcjonowałam zdjęcia. Sielanka, lub inaczej mówiąc: wakacje. Gdyby za oknem było deszczowo lub mgliście pewnie w piżamach doczekalibyśmy wieczoru. Jednak Zakopane gości nas po królewsku: słońce wzywa na zewnątrz od świtu. Więc o 11 wyruszamy do Doliny Chochołowskiej. Warto tu być choć raz w życiu, by wiedzieć jak wygląda najdłuższa i największa dolina polskich Tatr. Całość ma długość około 10 kilometrów, a jej trasa modelowana jest przez nieodłączny Chochołowski Potok. Podobno Dolina Chochołowska najpiękniejsza jest wiosną, kiedy na jej łąkach rosną łany krokusów. Jesteśmy tu na przełomie października i listopada i ani trochę nie żałujemy! Dolina, która pewnie w sezonie przeżywa oblężenie, teraz jest pusta. Podczas naszego spaceru spotykamy zaledwie kilka osób.
Przemuję stery, ale mam pecha, bo droga staje się coraz bardziej stroma i kamienista. Ale dzielnie pcham wózek. Gdy mijamy trzecie skrzyżowanie szlaków wiem, że do schroniska już blisko. Łapię oddech i po kilkudziesięciu krokach wchodzimy na Polanę Chochołowską. Stąd rozpościera się piękny widok na Rakoń, Wołowiec i Starorobociański Wierch. Od początku spaceru przez polanę obserwujemy stare, drewniane chaty pasterzy. Budzą nie tylko nasz zachwyt – Światowe Dziedzictwo Kultury też doceniło ich urok i zostały wpisane na listę obiektów objętych szczególną ochroną międzynarodowej organizacji UNESCO.
SCHRONISKO NA POLANIE CHOCHOŁOWSKIEJ
Na końcu Polany, a tym samym na końcu Doliny Chochołowskiej znajduje się cel naszej dzisiejszej wędrówki – tatrzańskie schronisko stojące na wysokosci 1148m n.p.m. Dojście tutaj zajęło nam dwie godziny.
Zojce spacer zdaje się bardzo służyć – nie budzi jej ani to, że wnosimy ją w wózku po schodach, ani echo różnych dźwięków w dużej, pustej sali. Oprócz nas odpoczywają tu dosłownie dwie osoby. Mała Gu budzi się po pół godzinie w wyśmienitym nastroju i przez szybę ogląda zachwycona to, co ominęło ją podczas, gdy spała.
Ciekawostką, na jaką natkęnliśmy się w schronisku, była tablica upamiętniająca „Gwiazdę Polski” – największego balonu świata sprzed lat. Czytając wpis dowiadujemy się, że w Dolinie Chochołowskiej w październiku 1938 roku miała miejsce próba pierwszego polskiego lotu balonem do stratosfery. Niestety próba się nie powiodła, a na dodatek wybuch II wojny światowej udaremnił dalsze starania.
Po tym, jak wszyscy zjedliśmy coś ciepłego w schronisku, ruszyliśmy w drogę powrotną. Świeciło słońce, Zojka uważnie rozglądała się po okolicy i gotowi na kolejne 10 kilometrów nie daliśmy się namówić woźnicy na oszczędzanie nóg i nadwyrężenie kieszeni. Po co przyspieszać bieg wydarzeń, kiedy właściwie chciałoby się zatrzymać czas, bo jest tak pięknie?