Kiedy przestałam się zastanawiać, czy jest na świecie jeszcze coś, co wywoła moje zdumienie, miejsce, które zaskoczy i wyrwie z ust słowa: „Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś podobnego” , wtedy przyjechaliśmy na rumuńską Bukowinę i odwiedziliśmy pierwszy z niezwykłych malowanych monastyrów. A potem drugi i trzeci. Dopiero przy tym ostatnim przestałam krzyczeć: „Patrz! Patrz!”.
WANDALE SPRZED LAT
Nie jesteśmy rodziną zwiedzającą. Najczęściej unikamy zatłoczonych, turystycznych miejsc, a kiedy przyjdzie i na nie pora to raczej siadamy w kawiarni obserwując przechodniów i chłonąc atmosferę miejsca, niż wchodzimy do kościołów, spacerujemy z przewodnikiem czy zwiedzamy muzea. Podobnie miało być w Rumunii, w której wiedzieliśmy, że warto zobaczyć i drewniane cerkwie Maramureszu, i malowane monastyry Bukowiny. Plan był taki, że wchodzimy, patrzymy, mówimy: „Yhmmm” i wychodzimy. A potem leniwie, niespiesznie i z dużą ciekawością przyglądamy się znad kawiarnianego stolika przyklasztornej okolicy.
Na całe szczęście była z nami Zuzia – znajoma historyk sztuki, która nie dość, że wiedziała które monastyry naprawdę warto zobaczyć, to jeszcze swoją wiedzą i sposobem jej przekazywania powodowała, że po wejściu na teren klasztoru wszyscy pospiesznie zajmowali przy niej miejsca, by lepiej słyszeć. Dzięki zmianie nastawienia do zwiedzania piąty bieg zwiedzania przełączyliśmy na luz. I wtedy właśnie je zobaczyłam.
Ukryte wśród przepięknych, XVI – wiecznych malowideł, przysłonięte przez ząb czasu i niesprzyjające warunki atmosferyczne: wyryte daty, imiona, nazwiska. Ślady naszych dziadów i pradziadów pozostawione jakimiś ostrym narzędziem nie różniące się niczym od „Love Asia” ze współczesnego blokowiska. W oka mgnieniu klasyczne zwiedzanie monastyrów zamieniło się w poszukiwanie najstarszych kaligrafii i każde znalezisko potęgowało nasze zdumienie. Wandalizm to nie zjawisko współczesne. Trzysta lat temu ktoś się wspiął na ławkę by wyryć ku pamięci swoje imię i potwierdzić datą. Ktoś trzymał swoją dziewczynę za rękę i w tym pięknym miejscu przypieczętował oddanie zostawiając znak wśród religijnych malowideł.”…i wiedli nas, gdzie służą Bogu swojemu, i nie wiedzieliśmy, w niebie li byliśmy, czy na ziemi.” –
Nestor – Powieść minionych lat.
Nestor – Powieść minionych lat.
MONASTIREA MOLDOVITA
Pierwszy klasztor, do którego przyjechaliśmy. Byliśmy tu popołudniu, więc kolory malowideł były bajeczne! To tu zobaczyliśmy pierwsze napisy, dlatego to ten klasztor na pewno zapamiętaliśmy najlepiej.Cerkiew klasztoru w Vatra Moldovitei, bo tu znajduje się kompleks, jest doskonałym przykładem architektury i sztuki mołdawskiej.
Zewnętrzne i wewnętrzne malowidła zostały wykonane w 1541 roku. W XVII wieku przez dłuższy czas świątynia pozbawiona była dachu, może dlatego najlepiej zachowały się malowidła na ścianie zachodniej chronione po części arkadą. Na północnej ścianie prawie w ogóle nie ma obecnie malowideł – najprawdopodobniej z przyczyn atmosferycznych.
MONASTIREA SUCEVITA
To największy kompleks klasztorny, jaki zobaczyliśmy na Bukowinie.Żeński monastyr we wsi Suczewita powstał około roku 1580. Pod koniec XVI wieku zabudowania otoczone zostały potężnymi murami obronnym. Te potężne fortyfikacje monastyru są najlepiej zachowanymi na całej Bukowinie.
Liczba detali przyprawia o zawrót głowy i budzi refleksję, jak wielką precyzją i zręcznością wykazywali się lokalni malarze przy ich tworzeniu. Sceny biblijne i obrazy walk, niebo i piekło, grzesznicy i święci, prorocy i filozofowie, wojownicy i męczennicy – biblia namalowana na kamiennych murach.
MONASTIREA VORONET
Ten monastyr zapamiętaliśmy głównie ze względu na ogromną scenę sądu ostatecznego namalowaną na jednej ze ścian. Zuzia długo i dokładnie omawiała dla nas malowidła zwracając uwagę na szczegóły widoczne dopiero przy wnikliwym przyjrzeniu się.
Jako jedyny spośród trzech odwiedzanych na Bukowinie monastyrów ten jest dookoła ogrodzony w taki sposób, że nie można go dotknąć.
Odwiedzając monastyry można być świadkiem jak mnisi lub siostry biją młotkiem w długa belkę, wzywając wiernych na mszę. Tradycja ta rozpoczęła się w czasach oblężenia Mołdawii przez Imperium Ottomańskie, kiedy to Turcy zabronili bicia w dzwony. Tradycją przetrwała do dziś.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Bilet wstępu kosztuje około 5 LEK za osobę w każdym klasztorze. Dodatkowo płaci się za opcję robienia zdjęć – 10 LEK, ale zaobserwowaliśmy, że tylko wtedy, kiedy bileter zobaczy u nas aparat fotograficzny. W dobie telefonów komórkowych z wbudowanymi aparatami foto trudno o inny klucz.