Gdy piszę tego posta Zoja już śpi, a w domu roznosi się zapach suszonych grzybów. Za nami cudowny, intensywny dzień. Pełen spontanicznych zdarzeń, intenywnych doznań, poznawania, cieszenia się i bycia ze sobą. W roli głównej: czerpanie radości z małych rzeczy w praktyce!
AKTYWNY WEEKEND Z DZIECKIEM
Największą moją bolączką jest brak czasu, a właściwie jego niewystarczająca ilość. Mam wrażenie, że wciąż mam coś zaległego do zrobienia, do nacieszenia się, do powiedzenia. A jednocześnie zaskakujące jest dla mnie to, że doba wcale nie wydłużyła się odkąd pojawił się w moim życiu Bedu, a potem Zoja. Nadal mam czas dla siebie, czas na eksplorowanie, na kulinarne szaleństwa i spotkania z przyjaciółmi. Wspólnie z Bedu nie odliczamy czasu do weekendu, nie odkładamy przyjemności na sobotę, tylko działamy. Cały tydzień jest dla nas „sposobnością do wykorzystania”, bo pomimo aktywności zawodowych codziennie we trójkę cieszymy się głośno z drobiazgów, odkrywamy coś nowego, delektujemy się chwilą. Jeśli nie licząc wieczornych spotkań tylko dla dorosłych, to Zoja bierze udział we wszystkim tym, co robimy my. Po prostu zaczęła, od urodzenia, uczestniczyć we wspólnych posiłkach, w długich weekendowych porankach, ekspresyjnych formach komunikowania się ze sobą nawzajem, w aktywnym sposobie spędzaniu czasu na świeżym powietrzu. Mam odwagę napisać – pomimo, że o tym nie rozmawiałyśmy- że ona lubi to co my. I to chyba cała tajemnica tego, co nam się udaje jako rodzinie.
Dlatego, kiedy dziś przyszła: ona- październikowa, słoneczna sobota, wiedzieliśmy, że nie ma czasu do stracenia. W tych okolicznościach naprawdę do wielkie szczęście, że Zoja budzi się o 6 rano:)
PIERWSZA AKTYWNOŚĆ – Zwierzyniec
Godzina 10.30 – jesteśmy już u Dziadków Zojki. Nasza mała Podróżniczka powinna szykować się do swojej południowej drzemki, jednak pojawia się pomysł – jedziemy na chwilę do znajomych, którzy wprawdzie mieszkają w innej miejscowości, ale droga się opłaci: jako miłośnicy zwierząt mają przy domu min. konie, alpaki i żółwie. W opowieściach dodatkowo uzupełniają wspomniany zwierzyniec o słonie, żyrafy, tygrysy i różne małpy… Jest ciekawie i nie wyobrażam sobie, żeby Zoja ich nie poznała. Z przejęciem będę jej opowiadała, że kiedy zobaczyła pierwszy raz żółwia wołała: „Kotek, kotek!”. Godzinna wizyta wystarczyła, żeby Zoja zapomniała o zmęczeniu. Patrząc na jej wypieki myślałam, że warto kierować się rodzicielką intuicją. Ciekawość otaczającego nas świata to piękna cecha i warto ją rozwijać i pielęgnować u naszych dzieci.
DRUGA AKTYWNOŚĆ – Grzybobranie
Po wizycie w prywatnym zwierzyńcu mamy dosłownie kilka minut, żeby założyć wygodne buty, chwycić koszyki i jechać do lasu. Jest już 13, grzyby mogą być dawno wyzbierane przez tych, którzy przyjechali tu o świcie, ale pogoda jest tak piękna, że koszyki stanowią właściwie pretekst żeby pochodzić i wdychać zapach wczesnej jesieni. Przed rokiem Zoja cierpliwie pozwalała się nieść w chuście, w tym roku nie ma mowy, żeby ją choć na moment uziemnić. Tyle się dzieje! Śpiewają ptaki, szumią sosny, światło daje spektakl blasków i cieni pomiędzy drzewami. Biega, wzdycha z zachwytu, śmieje się w głos, nie śpi. Ale weekend to takie małe wakacje, więc nie robimy nic na siłę, nie przerywamy tych zachwytów. W końcu znajdujemy pierwsze grzyby i Zoja ogląda je z każdej strony, wącha, potem bawi się nimi przekładając z koszyka do koszyka. Widok jej, spacerującej po leśnych ścieżkach rozbraja nas zupełnie. Zoja- Samosia 🙂
TRZECIE A. – Winobranie
Przed aktywnością trzecią była w końcu drzemka i obiad! Tyle czasu w domu… Bo po południu przyszedł czas na winobranie! W tym roku drugi raz Bedu będzie robił wino domowej roboty, a ja dla Zoi soczki z przydomowych winogron. Piękne, dojrzałe, nabrzmiałe grona wisiały na płocie przy mim rodzinnym domu i w końcu nadszedł czas, żeby je zebrać. Świetnym pomysłem było zaangażowanie Zoi do pomocy: w trakcie kiedy my obcinaliśmy kolejne kiście, Zoja nosiła do miski kuleczkę za kuleczką. Precyzja jej małych paluszków zachwycała nas, a nasz zachwyt mobilizował ją do pracy. Pożyteczna zabawa na świeżym powietrzu. Bo kto powiedział, że winobranie nie może być też aktrakcją dla dzieci? 🙂
I pomyśleć, że każdy weekend może być jak małe wakacje! Spontaniczny, atrakcyjny, odkrywczy. Lekcja z filozofii „carpe diem” dla małych i dużych.